Przeor świątyni przy ulicy Stolarskiej w Krakowie zlecił ustawienie tabliczki przy wejściu, informującej, że został wprowadzony limit miejsc, które mogą być zajęte na terenie bazyliki. Limit te wynosi 30%. Tabliczka informuje dodatkowo, że do limitu nie są liczone osoby zaszczepione:
Tabliczka nie wspomina nic o ozdrowieńcach ani posiadaczach ważnego testu na COVID-19.
Nasz korespondent podaje, że nie wie czy i w jaki sposób weryfikowane jest posiadanie ważnych szczepień czy certyfikatu COVID.
Wg naszego informatora nie jest to pierwszy przypadek bardzo gorliwego wypełniania zarządzonych obostrzeń oraz wydawania decyzji przez władze klasztoru, które znacznie wykraczają poza rozporządzenia rządowe. Pisze on m. in.:
Marek (mw…..k@gmail.com):
Klasztor, jako jeden z pierwszych, a może nawet pierwszy i jedyny w Krakowie, zatrzasnął swoje podwoje przed wiernymi już na samym początku „pandemii”, a dokładnie w drugą niedzielę Wielkiego Postu 2020, czyli 8 marca, kiedy w Polsce odnotowywane były pojedyczne przypadki zakażeń COVID-19. Nie ograniczył ilości dostępnych dla wiernych miejsc, nie zwiększył dystansu między wiernymi etc, ale CAŁKOWICIE zamknął bramy kościoła dla nich i to na wiele tygodni. Pierwsi wierni zostali wpuszczeni dopiero po Świętach Wielkiej Nocy, a Triduum Paschalne było celebrowane dla samych zakonników, co się chyba zdarzyło po raz pierwszy od początku istnienia zakonu.
Wspomina też jak wyglądały zapisy na uczestnictwo w Triduum Paschalnym w 2021 roku:
Na Mszy Świętej podano informację, że ilość miejsc dla wiernych w czasie liturgii Triduum Paschalnego jest ograniczona a zapisać można się wyłączonie drogą telefoniczną. Zaraz po mszy żona dzwoniła, żeby nas zapisać ale…. telefon nigdy nie odpowiedział, pomimo wielogodzinnych prób. Z ust znajomej dowiedzieliśmy się, że można próbować podejść przed liturgią, bo może ktoś odwoła i będzie można wejść… ale na to już nie mieliśmy siły. Z opowieści znajomej wiemy jednak, że odbywały się tam smutne sceny odprawiania ludzi z kwitkiem. To bardzo przygnębiające…
Zgłaszający opisuje też inne aspekty wybitnej ostrożości zakonników:
Przed pandemią woda święcona pojawiała się w kropielnicach w kratkę, częściej nie było niż była, ale w okresie „pandemii” widziałą ją tam tylko raz. Za to pojemniki z płynem dezynfekującym nigdy nie stoją puste. Kropienia wiernych wodą święconą praktycznie już w ogóle się nie praktykuje, prawdopodobnie ze strachu przed zarażeniem ich śmiertelnym wirusem.
Pan Marek pisze też o tym, jak wyglądały ławki w kościele oo Dominikanów:
Bardzo przygnębiającym widokiem przez wiele miesięcy, gdy rząd wydał rozporządzenie dot. limitu miejsc, był widok ławek wyłaczonych z użycia za pomocą taśm budowlanych, żeby przypadkiem wierni za blisko siebie nie usiedli. Tak samo jak bracia w białych habitach, którze na wejściu liczyli ludzi, żeby choćby jedna osoba ponad limit nie dostała się do domu Bożego.
Dodaje też opis spowiedzi w klasztorze:
Od czasu wydania ostrych restrykcji rządowych inaczej wygląda też spowiedź u Dominikanów. Odbywa się ona naczęściej (poza okresami świątecznymi) nie przy konfesjonałach, np. w kaplicy MB Różańcowej, ale w sąsiadującej z nią salce wielkości jakieś 7m x 7m (może trochę większej). Ojciec spowiednik siedzi w odległości kilku metrów o penitenta, klęczącego za kratką z grubą folią zabezpieczającą. Mimo tego, tak było przynajmniej w moim wypadku, spowiednik co kilka chwil prosi, aby poprawić maseczkę, która mi się zsunęła z nosa. Miałem wrażenie, że jest to dla spowiednika (przez delikatność pominę jego nazwisko) ważniejsze niż moje duchowe nieczystości.
Na koniec p. Marek podaje ogólną refleksję:
Nie chciałbym skrzywdzić kogokolwiek w klasztorze braci Dominikanów, ale mam takie przemożne wrażenie, że kwestia zbawienia i relacji z Bogiem stawiana jest conajmniej na równi z sanitarnym szaleństwem, a czasem z tym ostatnim przegrywa. Smutny to widok, bo to w tym klasztorze dokonało się moje nawrócenie i powrót do Kościoła po wielu latach odejścia od niego…